Rodzina jest najważniejsza
Zuzanna Sroczyńska
Urodziłam się 23 grudnia. Szczęście w nieszczęściu, prawda? Dostawałam zawsze dwa prezenty – jeden na urodziny, drugi na święta. Ale w moje urodziny nikt nie zwracał na mnie uwagi, bo każdy szykował się do Wigilii.
W moje 9 urodziny obudziłam się około 8.00 rano, jednak w łóżku zostałam do 10.00. Gdy wyszłam z pokoju, mama mnie zauważyła i uśmiechnęła się, przechodząc do salonu. Weszłam do kuchni i się przeraziłam – jednym słowem był tam chaos. Ciasto na pierogi zajmowało pół stołu, garnek z burakami na barszcz drugie pół. Na podłodze leżały resztki mąki, a w piekarniku piekły się kolejne potrawy.
- Sto lat, sto lat córeczko! – usłyszałam głos mamy zza pleców.
- Hej mamo, potrzebujesz pomocy przy czymś? – spytałam.
- Nie, absolutnie! Twój brat i tata mi pomogą, gdy wrócą z zakupów – to był kolejny z plusów urodzin tego dnia. Nawet gdy chciałam, moja rodzina zabraniała mi pomagać w przygotowaniach do świąt.
- No dobrze. A mogę iść na spacer z pieskiem? – spytałam, bo w domu, jak co rok, się nudziłam.
- Skoro chcesz. Myślę, że Burek chętnie się przejdzie – dodała jeszcze. – To dla ciebie od nas wszystkich.
Podała mi świąteczną torbę. W sumie zawsze dostawałam prezenty urodzinowe w takich opakowaniach, bo te już czekały na święta. Poszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. W środku leżała tylko kartka z życzeniami. Chyba każdy miałby identyczne myśli jak ja, że w środku są pieniądze. Ale nie. W środku były tylko odręcznie zapisane życzenia: „Z okazji urodzin życzymy Ci wszystkiego, czego zapragniesz. Moglibyśmy składać życzenia w nieskończoność, ale czekasz tylko na jedno – prezent. Dlaczego go jeszcze nie masz? Dlatego Córeczko, że jutro dostaniesz dwa lub jeszcze więcej.” Poza tym nie było nic więcej. Byłam dzieckiem, więc jak większość z nich czekałam niecierpliwie tylko na prezenty. Nie doceniałam czasu z bliskimi.
Po otworzeniu prezentu wyszłam na spacer z moim szczeniakiem, którego dostałam kilka dni wcześniej.
- Ale śliczny jest Burek! – ekscytowała się koleżanka, z którą umówiłam się na spacer.
- Wiem, jest piękny, ale gryzie mocno!
- Każdy pies przecież gryzie.
Rozmawiałyśmy długo, a w międzyczasie mijali nas różni ludzie, jednak jedna pani naszainteresowała. Była to starsza kobieta. Szła o kulach z wieloma wypełnionymi zakupami torbami.
- Pomóc pani? – spytałam. W końcu w szkole uczyli, żeby starszym pomagać – pomyślałam. Kobieta spojrzała na nas zdziwiona, lecz uśmiechnęła się słabo i dała nam torby.
- Dziękuję. Wiecie, muszę taszczyć to wszystko, bo zostałam sama.
- Jak to została pani sama? A dzieci? Wnuki?
- Miałam męża, ale nigdy nie mieliśmy dzieci. Wczoraj w nocy odszedł, zostawiając mnie samą. A ja najmłodsza też już nie jestem.
Mimo że miałam 9 lat, rozumiałam tę kobietę bardzo dobrze. Bycie samym było okropne, zwykle doświadczałam tego właśnie w swoje urodziny.
Rozmawiałyśmy długo. Kobieta ta straciła wszystkich bliskich, ale nie płakała. Czuła, że przeżyła z nimi tyle chwil, ile mogła.
- Za mężem pani nie tęskni? – spytała moja koleżanka
- Oczywiście że tęsknie, ale tak musiało się stać i nie będę przez to płakać.
Nim się obejrzałam, zaczęło się ściemniać.
- Musimy się zbierać, do widzenia.
Nazajutrz wieczorem przyjechała cała moja rodzina. Z każdym się przywitałam. Dzieląc się opłatkiem, życzyłam każdemu zdrowia i długiego życia w szczęściu. Gdy nadszedł czas prezentów, jeden z kuzynów porozdawał je każdemu. Byłam ciekawa, bo dostałam aż 4 paczki, lecz zdecydowałam poczekać, aż każdy odpakuje swój upominek. Jako ostatnia zaczęłam rozrywać papier. Pierwszym prezentem były sanki, drugim autko na pilota, w trzecim był zestaw do robienia bransoletek, a w ostatnim masa słodyczy. Podziękowałam,
po czym z wszystkimi dzieciakami poszłam do drugiego pokoju. Wszyscy zazdrościli mi prezentów.
- Chciałabym mieć sanki... – powiedziała jedna z kuzynek.
- Moje autko na pilota ostatnio się zepsuło – burknął kuzyn.
- Zawsze chciałam robić bransoletki! – mówiła z podekscytowaniem kolejna.
- Tyle słodyczy... – posmutnieli inni.
To były prezenty dla mnie, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się szczęście i spędzony z nimi czas. Od razu podzieliłam słodycze, zostawiając sobie tylko żelki. Włączyłam autko, mówiąc, że każdy może się nim pobawić. Podobnie zrobiłam z bransoletkami. Bawiłam się ze wszystkimi.
Gdy wpadliśmy na pomysł, by iść na sanki, było już ciemno. Spytaliśmy rodziców o pozwolenie i kazali nam być ostrożnymi.
Ten dzień zapamiętałam jako jeden z lepszych, choć jeden kuzyn złamał palec na sankach. Dopiero wtedy zrozumiałam, że prezenty nie są ważne. Nawet moje nowe sanki oddałam kuzynce, bo w piwnicy miałam swoje stare. Od tego dnia w każde święta jeden mój prezent daję kuzynom lub na jakiś cel charytatywny, bo zrozumiałam, że czas z rodziną jest najważniejszy, zwłaszcza w okresie świątecznym.